Kiedy jasnym już było, iż w ramach mikrograntu na kulturę powstanie w naszym DPS deskal, rozpętała się burza… mózgów. Burza mająca wyłonić najlepszy pomysł na dekorację. A główną błyskawicą w niej okazała się Ilona – z pomysłem, by tym razem iść w łąkę. Pomysł szybko się przyjął i już po kilku dniach zakiełkował wizualizacjami różnych form dekoracji. Oczyma wyobraźni widzieliśmy, jak w ogrodzie wyrastają kwiaty i olbrzymie dmuchawce. Jak na brzegu jeziora szumią delikatnie smagane wiatrem szuwary. Jak po jeziorze płynie scena, z której głos artystów rozbrzmiewa niczym słowiczy trel. A nasze stopy łaskocze miękka, soczysto – zielona trawa. I już nam było tak (Cie)sielsko-anielsko, kiedy ta fantasmagoryczna bańka pękła i trzeba było zakasać rękawy i zabrać się do ostrej harówki. Z pozoru czasu było dużo. Jednak dni uciekały niczym motyle. A my zasuwaliśmy, jak mróweczki. Pod okiem czujnych niby ważki terapeutek – Ewy i Agnieszki – kłębiły się letnio – deszczowe pierzaste chmurki a z patyczków wzrastały lotki dmuchawców. Kilka litrów farb i kleju później trochę już zgłodnieliśmy – przystąpiliśmy więc do sporządzania menu. Nie przyjęła się „motyla noga” i „zielenica”. Na szczęście czuwał Dywizjon Smaków i Zapachów – czyli dzielna załoga kuchni. Dorotka, Marzenka, Tereska, Sylwia i Elunia, niczym zaradne pszczółki zadbały o to, by apetyt mógł nasycić najwybredniejszy z gości. Wielobarwne smakołyki, zupa krem z zielonych warzyw, pajda chleba, smalec i kiszony ogórek okazały się celnymi strzałami w dychę. Iście lemoniadą kraina płynąca. Ale nie byłoby kwietnej łąki bez naszych wspaniałych pracowitych żuczków.
A oto i fotorelacja wydarzenia od nieco innej strony….